6.05.2014

Dlaczego ludzie mnie nie lubią?

Znaczy... nie mnie - ciebie. Bo ich wkurzasz, tylko czym?
Pewnie nie radzisz sobie zbyt dobrze w sytuacjach towarzyskich, co? Czujesz się nie na miejscu i wydaje ci się, że wszystko robisz lub mówisz źle? Może więc próbujesz różnych metod, żeby wypaść lepiej? I czyni cię to tylko bardziej komicznym.

No i wkurzasz ludzi, przez co albo faktycznie cię nie lubią, albo tylko tak to odczuwasz.

Nie odzywasz się. Jeśli spotykasz na mieście kogoś znajomego, ale uważasz, że lepiej nie powiedzieć mu 'cześć' - robisz błąd. Prawdopodobnie jesteś milczkiem, ale konwenanse są po to, żeby ich przestrzeganie ułatwiało życie. Dlatego na wiadomości się odpisuje, wita się z ludźmi, odpowiada się na zaproszenia... i robi się inne upierdliwe rzeczy. Wtedy przynajmniej dajesz ludziom świadomość, że ich zauważasz - bo kto lubi kogokolwiek, kto ich olewa?

Twoje opowieści sprawiają, że rozmówca czuje się gorszy. Jest to jakiś postęp, bo przynajmniej zauważasz, że w twoim otoczeniu są ludzie. Przydaje się jednak odrobina wyczucia - nieszczęśliwej singielce nie opowiadaj namiętnie o swoim idealnym związku lub tym, ilu facetów postawiło ci drinka na ostatniej imprezie. Studentowi, który nie ma nawet na piwo, nie chwal się, jak wyrzuciłeś szytą na miarę koszulę z najlepszej naturalnej tkaniny, bo oblałeś ją herbatą. I nawet nie próbowałeś tego sprać. Ogólnie - wycieranie ludziom twarzy tym, czego im brakuje nie przysporzy ci przyjaciół. Bo tak, czasem masz więcej.

Nie ogarniasz dynamiki brania i dawania. Chociaż możesz to ogarniać i najlepiej na świecie, zawsze znajdą się ludzie, którym wydaje się, że to oni ciągle dają a ty tylko bierzesz. Jakkolwiek z twojej perspektywy może to wyglądać zgoła odmiennie, dla nich jesteś im dłużny/-a. Uwagę, czas, pomoc, miłe słowo, przysługę... cokolwiek. Nie czyni ich to złymi ludźmi, ani nawet kiepskimi znajomymi. Jestem pewna, że i tobie zdarza się stać po drugiej stronie tego muru. Jedyne o czym to świadczy, to że są pewne braki w waszej relacji, prawdopodobnie w komunikacji potrzeb i uczuć. I tak naprawdę - jesteś dupkiem, bo nie rozmawiacie wystarczająco otwarcie.

Marnujesz ich czas. Zarzucasz ich wiadomościami, swoją obecnością, swoimi potrzebami społecznymi lub wypełnianiem konwenansu, kiedy nie mają na to chwili. Albo chcą spać. I nie rozumiesz aluzji, że to nie jest dobry moment. Prędzej czy później - wściekną się na ciebie. Nawet jeśli akurat nie robili nic ważnego, szala mogła się przelać. I dostanie się tobie, za kiepskie wyczucie. I za to, że wytrącasz ich z poczucia kontroli nad czasem. Frustrujące, co nie? A najlepsze jest to, że nie mają oni kontroli nad tym nawałem rzeczy do zrobienia i brakiem chwili na pogadanie z tobą. Dlatego wkurzasz ich jeszcze bardziej. I odpowiadasz za grzechy innych.

Zakładasz, że coś co odpowiada tobie, odpowiada wszystkim. A przeważnie tak nie jest. To że tobie jest dobrze z jakimś stanem rzeczy nie znaczy, że druga strona również jest zadowolona. Ty lubisz jechać samochodem z otwartym oknem, ktoś z włączoną klimatyzacją. I konflikt gotowy, jeśli nie spytasz, czy to okej, jeśli tym razem wybierzecie otwarte okno. Każdy z nas czasem zapomina, że potrzeby drugiej strony mogą się różnić od naszych, a że są równie ważne. Domyślam się, że wkurzasz się, kiedy to ty jesteś po stronie niezaspokojonej. Co w tym dziwnego więc, że druga osoba też ulega emocji? Każda głupota jest wystarczająco dobra, żeby powstał wokół niej konflikt: opuszczanie deski sedesu, ilość zainteresowania, zapotrzebowanie na przytulanie, poglądy... WSZYSTKO. Pamiętaj o tym w swojej codzienności, nie przyjmuj założeń... i naucz się różnić pięknie.
Weź to pod uwagę, nawet jeśli wszyscy cię lubią. Pozwoli to nam wszystkim oszczędzić sobie trochę dramy, problemów i niepotrzebnych negatywnych emocji.

Daj się lubić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz