6.14.2014

Klub miłośników ginu i zupy z ostryg

Wstąpiłabym do niego bez wahania! Szkoda, że powstał tylko na papierze, stworzony przez Nancy Rossiter.
Była to dla mnie jedna z tych książek, które kupiłam w pakiecie oferowanym przez wydawnictwo Znak. Książka za grosz? Brzmi super! Szczególnie jeśli w tytule ma gin i owoce morza, a z okładki uśmiecha się do mnie piknik nad wodą.
Fotka ze strony wydawnictwa Znak
Już po kilku stronach stwierdziłam, że nie jest to jednak klub dla mnie. A książkę odłożyłam, szukając innej lektury. Kilka czytadeł później, postanowiłam jednak wrócić do Klubu. Te bagietki patrzyły się na mnie z wyrzutem z okładki. A że akurat była jedna z tych nocy, kiedy księżyc świeci zbyt jasno... pochłonęłam całość jeszcze przed świtem.

Akcja rozgrywa się na Cape Cod - czekałam niecierpliwie na sceny plażowe - i opowiada historię dwóch zaprzyjaźnionych rodzin. Typowe 'to skomplikowane'. Fabuła wydaje się być całkowicie przewidywalna i dość banalna - z początku właśnie to mnie zniechęciło do dalszego czytania.

Przez większość książki miałam w sobie dylemat - czy to historia jest banalna, czy to relacje międzyludzkie są banalne. Kilka tygodni później wydaje mi się, że opowiedziana historia i sposób jej przedstawienia odpowiadają prawdziwej 'głębi' relacji międzyludzkich. Zaczyna się jak zawsze, skończyć może się różnie.

Historia z czasem mnie naprawdę zainteresowała. Zdarzyło mi się i rozbawienie, i wzruszenie. Skala przedstawionych przeżyć jest ogromna - i bliska większości potencjalnych czytelników. Chociaż rozwój akcji specjalnie nie zaskakuje, niesamowite było dla mnie to, z jakimi wątpliwościami i przemyśleniami zostawiła mnie ta książka.

Rzadko się zdarza, żebym nie wiedziała, co myślę lub nie potrafiła się zdecydować, oceniając coś. Nancy Rossiter się to udało - co jest mistrzowskie i uważam to za najlepszą rekomendację dla czytadła, jaką mogę wystawić.

Zbliżają się studenckie wakacje, możecie mi polecić coś do czytania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz