9.05.2014

Jak będę duża, zostanę...

Byłam mała i miałam głowę pełną marzeń. Wielkich, wspaniałych... i tak innych od obecnych. Znacie to?

W przedszkolu marzeniom nie było końca. Można powiedzieć, że to było jedno wielkie marzenie.

Byliśmy dziećmi. Mieliśmy szczęście jeszcze niczego złego nie doświadczyć, świat nie zdążył nas zepsuć, nie było dla nas granic, limitów. Mogliśmy być kimkolwiek chcieliśmy, zrobić cokolwiek. Niewiele rozumieliśmy, jeszcze mniej wiedzieliśmy - ale na swój sposób byliśmy genialni, jak nigdy później.

Jednego dnia byliśmy postaciami z bajki lub kreskówki (pamiętam, jak z koleżankami całe dnie spędzałyśmy bawiąc się w Czarodziejki z Księżyca... całymi dniami. I byłyśmy w tym naprawdę dobre!) Następnego dnia tworzyliśmy swój własny świat, a nawet i swoje własne światy.
Razem, w zabawie, ale i każdy dla siebie.

Nasza wyobraźnia, nasza kreatywność była nieposkromiona.
A co ważniejsze - mieliśmy w sobie na tyle wiary, że żadne z tych marzeń, żadna z kreacji nie wydawała się nierealna, niemożliwa do spełnienia. Czy marzyliśmy o prozaicznych rzeczach, czy snuliśmy rozbudowane, osadzone w fantastycznym świecie scenariusze.

Gdybyśmy tylko mogli sobie przypomnieć, co wtedy działo się w naszych głowach i umieli przenieść to na papier, większość z nas napisałaby serie powieści fantastycznych i obyczajowych. I bylibyśmy tak sławni i bogaci, jak marzyliśmy o tym trochę później.

Bo właśnie, o czym marzyliśmy później? O byciu gwiazdą, strażakiem, modelką, Leonardem da Vinci... świat naszych marzeń powoli się zawężał, poznawaliśmy granice zarówno swoich możliwości, jak i realności. Byliśmy powoli sprowadzani coraz bliżej ziemi, przez bliskich, przez szkołę, przez doświadczenia... przez wiedzę, którą nabywaliśmy.

Nauczyliśmy się, że świat nie stoi przed nami otworem. Że nie możemy być kimkolwiek chcemy, osiągnąć wszystkiego.

Nasze marzenia coraz bardziej się zmieniały, stawały się coraz mniej śmiałe. Przynajmniej dla większości z nas, która weszła w tryb zwykłego życia. Ci nieliczni, którzy pozostali z głową w chmurach, z marzeniami bez granic, była sprowadzana na ziemię przez znajomych. I znów straciliśmy trochę marzycieli, ostali się nieliczni.

Nieliczni, których teraz szukamy. Których chcemy spotkać, którymi chcemy się zainspirować. O tym marzymy.

I jeszcze o kilku rzeczach - lepszej pracy, samochodzie, awansie, nowym chłopaku, pięknej żonie, żeby nikt się nie dowiedział o romansie, o wakacjach za małe pieniądze, smacznym winie lub zimnym piwie... bardzo materialnie, bardzo przyziemnie, bardzo proste.
Już nawet nie nazywamy tego marzeniami, mając gdzieś w głowie wspomnienie tego, jacy byliśmy kiedyś. Dla niektórych to wystarcza, i wspaniale. Trochę wam zazdroszczę, jeśli to jest dla was TO.

Często i gęsto smutno nam w tej naszej rzeczywistości, tak pełnej ograniczeń.

Nie musi tak być.
Wymarzyłam sobie coś, co dla mnie jest wielkie i wspaniałe.
Gdybym wam powiedziała, usłyszałabym... a, nieważne.
Ale zrobię to.

Jak już będę duża, będę żyć w marzeniu. Marzeniem. Z marzenia.
O czym wy marzycie? Może wciąż jesteście jak dzieci, niezrażeni?

1 komentarz:

  1. Ja marzyłam o tym by zwiedzać świat i już powoli troszkę mi się to udaje :D

    Zapraszam do udziału w konkursie! :)
    http://inszaworld.blogspot.com/2014/09/konkurs-jesienny.html

    OdpowiedzUsuń